środa, 7 marca 2007

Ksiądz wykorzystywał seksualnie ministranta

Proces księdza oskarżonego o nadużycie zaufania 17-letniego ministranta i doprowadzenie go do poddania się tzw. innym czynnościom seksualnym oraz obcowania płciowego rozpoczął się przed Sądem Rejonowym w Głogowie (Dolnośląskie).

Dziennikarze mogli wejść na salę rozpraw jedynie na kilka minut. Sędzia Rafał Miara obwieścił im, że postanawia wyłączyć jawność procesu w całości, bowiem mógłby on obrażać dobre obyczaje lub naruszać ważny interes prywatny pokrzywdzonego.

Adwokat, z którym pojawił się na procesie ksiądz, był wyraźnie niezadowolony z obecności mediów, bo jak powiedział, "to sprawa jak każda inna".

Do zdarzenia miało dojść 23 stycznia tego roku. 40-letni duchowny z jednej z głogowskich parafii zaprosił ministranta do siebie na plebanię. Wówczas, według prokuratury, miał nadużyć jego zaufania i m.in. czterokrotnie doprowadzić go do obcowania płciowego.

Jak opowiadał sam pokrzywdzony, ksiądz znany mu od trzech - czterech lat wydawał się miły. Gdy prosił o odwiedzenie go, nic nie podejrzewający chłopak przyjął zaproszenie.

Ksiądz Marek zrobił mi herbatę z alkoholem, a gdy byłem oszołomiony, poprosił, żebym mu pokazał mięśnie, bo chodzę na siłownię. Potem zaproponował położenie się na łóżku i wykonanie mi masażu, wtedy to się stało; wykorzystał mnie - powiedział chłopak. Dodał, że duchowny proponował, aby następnie przyszedł do niego na całą noc.

Po wyjściu od księdza ministrant udał się jednak wprost na policję. Tam zrelacjonował zajście. Wówczas wezwano jego rodziców.

Byłem bardzo zdenerwowany. Wcześniej cieszyłem się, że mój syn angażuje się w kościele, bo nie chodził bez celu jak inni jego rówieśnicy. Jeździł z księdzem na wycieczki. Kiedy został przez niego zaproszony na plebanię, nie miałem nic przeciwko temu, aby syn tam poszedł - powiedział ojciec pokrzywdzonego chłopca.

17-latek powiedział, że był ministrantem od drugiej klasy szkoły podstawowej, ale od czasu incydentu nie służy już do mszy, ani nie chodzi do kościoła.

Ksiądz Marek był u mnie po tym wszystkim. Rozmawiałem z nim, ale przeprosin nie przyjąłem - stwierdził były ministrant.

Czyn zarzucony duchownemu zagrożony jest karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.

W związku z przedstawionym zarzutem prokuratura zastosowała wobec księdza środek zapobiegawczy w postaci nakazu powstrzymania się od prowadzenia działalności związanej z wychowaniem i edukacją małoletnich.

2006.

1 komentarz:

Lion pisze...

bubhaha jak się okazało ministrant miał wielką fantazję i tyle - chłopak ten po prostu jest żałosny...